25.7.12

złe wieści

Nieraz lepiej czegoś nie widzieć. Siedzę na przystanku. Jest ładnie. Optymalnie. Lód topi mi się w ręce. Drugą ściskam torbę, a w niej nowe buty i top. Mam za sobą spacer, a przed sobą dobrą książkę. Nastrój jest na tak. Obok staje mężczyzna. Wiek trzydzieści plus. Przystojny, świetnie ubrany, widać, że mu się powiodło. Chwilę nuci coś pod nosem. Uśmiechnięty zdejmuje marynarkę i przewiesza przez ramię. Kładąc aktówkę na ławce trafiamy na siebie wzrokiem.
- Miło, prawda? – zagaja wesoło.
- Prawda – odpowiadam niemniej przyjaźnie.
Za nami ktoś się śmieje, inny rozmawia, jakiś dzieciak głaszcze psa.
Jest dobrze, jest tak jak powinno być zawsze.
Do mężczyzny dzwoni telefon. Odbiera go bez wahania. Z początku mówi pewnie, z czasem słowa zwalniają, zdania się tną. Potem nie mówi już nic. Kończy rozmowę. Chwilę stoi nieruchomo, siada obok mnie i zaczyna płakać. Tak po prostu, mężczyzna wiek trzydzieści plus, przystojny, tak po prostu zaczyna płakać. Rozkleja się zupełnie. Uchodzi z niego cała do czegokolwiek chęć. Ja z niedowierzaniem słucham echa jego słów – jak to rak? Nagle wstaje i odchodzi - on i jego ciągnąca się po chodniku marynarka.
Za mną ktoś się śmieje, inny rozmawia, jakiś dzieciak głaszcze psa. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz